Dziś męski punkt widzenia.
Ja tylko dodam, że miałam wątpliwości ale byłam, widziałam i to naprawdę świetny prezent dla każdego, kto lubi jazdę samochodem.
Na usilne
przypomnienia żony w końcu mam chwilę i opiszę mój prezent na trzeci krzyżyk
jaki od niej dostałem...
Przyszedł
ten przełomowy dzień wieku „prawie” połowy drogi do emerytury (przynajmniej
podówczas) czyli trzydzieste urodziny. Moja połówka wręcza mi prezent w postaci
koperty. Dziwna wielkość jak na okazję okrągłych urodzin. Otwieram i widzę
kupon na pierwszy stopień szkolenia w Szkole Jazdy Subaru. Zawsze chciałem wziąć
udział w czymś takim więc zadowolenie moje było ogromne. Do czasu aż zacząłem
czytać o co chodzi w pierwszym stopniu. A tam... Cóż... Poprawna pozycja za
kierownicą. Opanowanie auta w czasie jazdy z prędkościami, które należy
określić jako miejskie. I takie tam pomniejsze mało istotne rzeczy... Trochę mi
witki opadły, bo po reklamach w tv chociażby różnych szkół (głównie skody na
wiadomym kanale) spodziewałem się szaleńczych prędkości rajdowymi samochodami i
widowiskowych poślizgów na trolejach. Ale prezent to prezent. Więc i tak
pojadę.
Przez pracę
czasu mało, więc i szkolenie się odwlekło. W końcu w maju się wybraliśmy.
Pierwszy zgrzyt – moja lala (Laguna) zaniemogła tuż przed terminem i warsztat nie zdążył
mi jej oddać. Nie było wyjścia i pojechaliśmy meganką mojej rodzicielki.
Gabaryt trochę mniejszy, opony trochę gorsze ale cóż... Wszystkim da się
jeździć.
Początek na miejscu.
Wszystko ma
się zacząć od krótkiego wykładu z teorii. Organizacja trochę chaotyczna. Do
ostatniej chwili nie bardzo wiedzieliśmy która to sala. Kawa w barku w ośrodku
to tragedia jakaś... Dostałem late!! !@#$% bo inaczej się tego określić nie
da... Pijam tylko mocną czarną i taką zamawiałem. Połówka mało się ze śmiechu
nie popłakała jak zobaczyła co dostałem. Ale do rzeczy.
Początek wykładu
teoretycznego był trochę nudnawy. Ot, pozycja za kółkiem, anatomia trakcji i
wariantu skrajnego – poślizgu. Każdy, kto ma trochę kilometrów na koncie, lubi
trochę agresywniej pojeździć i pograł w jakieś gierki samochodowe o w miarę
rzeczywistej fizyce wie co i jak. Była krótka dyskusja jak wyprowadzać auto z
nadsterowności i podsterowności. W międzyczasie nieopatrznie się wtrąciłem w
trakcie omawiania technik opanowywania podsterowności. Zaowocowało to
przykuciem uwagi instruktorów w czasie praktycznego treningu do zielonej
meganki... Ale o tym później. Czym się naraziłem? Stwierdzeniem, że wpadając
90km/h w rondo i czując, że przód nie skręca można (prócz zdjęcia nogi z gazu
co dociąży już trochę koła sterujące) kopnąć krótko i lekko w hamulce. Mina instruktora
już po początku mojej wypowiedzi była wiadoma - „trafił się nam wariat i
cfaniak jakiś”.
Na koniec
instruktor z uśmiechem na twarzy poinformował nas, że za każdy poślizg na
drodze odpowiada prędkość i nic więcej. Powiedział także że udowodnią nam w
części praktycznej, że przy prędkości 50-60km/h na suchej nawierzchni da się
stracić panowanie nad autem. Trochę mnie to zdziwiło, bo jak wielu kierowców
przekonany byłem, że to prawie niemożliwe już przy minimalnym doświadczeniu...
Oj, myliłem się.
No to
jesteśmy na torze.
Każdy dostał krótkofalówkę. Z instruktorami obowiązkowo na
„ty” bo tak łatwiej. Wywołanie kierowcy za pomocą marki i koloru auta. A auta
różne. Na takie szkolenia przyjeżdżają i nic nie umiejące dziewczęta z krótkim
stażem uprawnień jak i panowie w średnim wieku siedzący w nowym audi a5.
Informacja najistotniejsza – mamy bezwzględnie przestrzegać tego co instruktor
mówi. Niesubordynacja na torze jest zagrożeniem dla nas i innych uczestników
szkolenia i karana jest bezwzględnym usunięciem ze szkolenia.
Początek
szkolenia. Slalom. Banalne... I owszem. Do 50km/h. Potem pachołki zmniejszyły
odległość. Już trudniej. Ale nie to było niespodzianką. Kolejny już przejazd.
Uczymy się panować nad kierownicą. W radiu słyszę „meganka jedziesz”. No to
jadę. Rozpędzam się do prędkości zadanej. Jeden pachołek, drugi, trzeci...
Instruktor stoi przy piątym. Minąłem czwarty i... Piąty został kopnięty około
1,5 metra od pierwotnej lokalizacji!! Innym wykopywali z pół metra tylko. To
właśnie było to zwrócenie uwagi na mnie po mojej niefortunnej wypowiedzi na
teorii. ;) Mało rąk nie połamałem zacieśniając skręt. Ominąłem i dokończyłem
slalom. W międzyczasie w radiu usłyszałem „nie krzyżuj rąk na kierownicy”...
Nawet mnie nie pochwalili za reakcje :(
Ale już się ciekawiej zaczęło robić.
Kolejne przejazdy około 60km/h bez niespodzianek z wykopywaniem pachołków. Nie
trzeba było. Poniosła mnie fantazja. Pojechałem 60 to spróbuję koło 70.
Wystarczył jeden błąd i auto zaczęło lecieć bokiem. W radiu - „uspokój samochód”.
To było na suchym.
Na mokrym (na koniec praktycznego powtarzaliśmy slalom ale
już deszcz padał) gościa wykręciło bączkiem i chyba się na tyle wystraszył, że
paręnaście minut nie wracał na trening.
Hamowania
awaryjnego nie będę opisywał. Krótko tylko – hamowanie z prędkości 50km/h z
ominięciem przeszkody. Nauczyłem się jak się hamuje bo okazało się, że mając na
koncie blisko 300tys km z różnymi sytuacjami na drodze nie wiedziałem tego do
końca... A samochód da się zatrzymać naprawdę szybko.
A teraz
najlepsze na koniec. Trening z zakrętem
i ominięciem przeszkody za zakrętem z hamowaniem. Niby nic. 50km/h... Ale łuk
miał specjalny profil. Początek delikatny, potem zacieśnienie w dół i w siodle
przeszkoda na moim pasie. Czułem, że auto trochę leci wszystkimi czterema
kołami, ale dawałem radę. Wspomnianą wcześniej dziewczynę z niedługim stażem
prawie z toru wywaliło (a tor szeeeroki). Gościa laguną okręciło dwa razy.
Wszystko na suchym torze przy prędkości miejskiej! Da się? Ano, da się...
Wystarczy mały błąd już w czasie najazdu na łuk. Potem to już nie do
naprawienia. Można tylko opanować (albo nie ;)) poślizg w jaki się wpada.
Po drodze
jeszcze omijanie przeszkody na macie poślizgowej. Ale jakoś nie zrobiło to na
mnie wrażenia... (tu się wtrącam ja Karla : na mnie zrobiło wrażenie! Strumienie wody uderzające w szyby i majtanie na boki w samochodzie ;-) )
W
międzyczasie jeden z instruktorów bawił się beją w driftera... Piękny widok :D
A pod koniec mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda drugi stopień szkolenia... Aż
ślinka mi pociekła. Na drugim stopniu nie jeździ się już swoim autem. Dostaje
się skodę fabię zbliżoną już do super 1600 i trenuje się między innymi poślizgi
„autostradowe” czyli prędkość jakieś 100-120km/h!! :D To już będzie zabawa!! Bo
ja się na to piszę jak tylko będę znowu miał czas. :D Pisk dartej gumy
spowodował, że stałem się głodny ;)
Całe
szkolenie? Na papierze to nuda. Wszystko co wiem. W praktyce? Okazało się, że
wiem bardzo mało. Opanowanie poślizgów nie jest trudne. Trzeba być opanowanym.
Wyczuć co się dzieje z autem. Pozwolić mu się ślizgać. Auta nie wyprowadza się
ze ślizgu, pozwala mu się z niego wyjść. To świetna zabawa. Nieduże
(stosunkowo) prędkości wcale jej nie umniejszają. Po tym szkoleniu nabiera się
pewności siebie, ale i dystansu. Dowiedziałem się, że poślizg nie jest końcem
świata, ale też, że mogę w niego wpaść zupełnie przypadkiem. Przez nieuwagę,
jeden błąd... Już wiem jak sobie z tym radzić. Zbieranie zakrętów, hamowanie...
Wszystko przeszło do wyższego wymiaru. Nawet ustawienie oparcia fotela. Warto,
oj warto przejść takie szkolenie. Uważam, że powinno być obowiązkowym elementem
szkolenia na prawo jazdy. Mielibyśmy dużo bezpieczniejszych kierowców.
Jak wygląda szkolenie ?? Mały klip autorstwa SJS
A teraz
zawartość garaży SJS...
Gallardo, Mustang, Proshe, Lancer Evo... A nas po torze
w czasie treningu prowadziło nędzne subaru impreza model chyba 2010 ;) I
wszystko to można wynająć do jazdy z instruktorem. Dorastam do tego, ale
najpierw całe szkolenie. Lancer Evo będzie jego ukoronowaniem... :)
Obejrzyjcie ten klip :-) ojjj czuć tą moc!
Pisał: mamutek
Wspaniałe takie przeżycie, ale coś odczuwam tu lekką dyskryminację kobiet ;p Nieładnie :D
OdpowiedzUsuńhehehe no cóż rzeczywiście na szkoleniu były tylko dwie Panie. Jedna Panie świeżynka i ja jako osoba towarzysząca :-) Ale sama dużo wyniosłam z tego szkolenia :-))) naprawdę świetnie przekazują wiedzę!!
UsuńŻadna dyskryminacja. Pani w czarnym peugeocie miała krótko prawo jazdy, w związku z czym jej umiejętności były adekwatne do tegoż okresu. Przyjechała się uczyć :) ale jej brak obycia było widać od razu...
Usuńbtw... pan w pięknym nowym audi a5 nie wykazywał się żadnymi umiejętnościami godnymi kierowcy ze stażem i to w aucie, gdzie elektronika czuwa... pomimo systemów komputerowych rzucało nim chwilami jak pijanym zającem po polu :)
UsuńWięc płeć nie ma to wpływu ;)
UsuńSama bym się wybrała na takie szkolenie. Pewnie okazałoby się, że wiem dużo mniej niż myślałam, że wiem.
OdpowiedzUsuńpolecam polecam :D
UsuńMyślę, że dokładnie tego byś się dowiedziała. Ja mam na koncie ponad 300tys km po drogach nie tylko polskich i się okazało, że moja wiedza (poniekąd przecież powinna być wiedzą podstawową kierowcy) jest niewystarczająca...
UsuńMężu swojej żony!! Kochaj ją i szanuj, bo jest najwspanialsza pod słońcem!! Sama bym się chętnie z nią ożeniła, jakby miała mi takie wypasione prezenty kupować :D
OdpowiedzUsuńno ładnie .... żebym to punktowała dawaniem prezentów heheh :-)))
UsuńNo przecież kocham i szanuję (a jak ona twierdzi inaczej to na pewno kłamie :D). Póki co (na szczęście) wielożeństwo jest niedozwolone... A Kanka raczej ze mnie nie zrezygnuje... Umiem bezbłędnie podłączyć zmywarkę i zmienić jej koła w samochodzie na zimowe! Przebij to :D
UsuńMój bohater ;-) jutro będę jechała na bezpiecznych oponkach do miasta co nie zmienia faktu, że już się boję .....
UsuńEchhh no widzę, że nie mam szans :( próbowałam coś wymyślić, ale przy kołach wypadało blado ;)
Usuńa widzisz... bo to wymaga tajemnej wiedzy gdzie podnośnik podstawić ;) kobiety tego nie rozgryzą :D O!
Usuńno takim mustangiem to i ja by pojeździła :) fajny pomysł na prezent, może podkradnę i też sprezentuję coś takiego mojemu mężulkowi.
OdpowiedzUsuńniezła zabawa a i coś edukacyjnego ;-) można się podszkolić więc warto :-)
Usuńsama lubię praktyczne prezenty ;-)
Mustang mustangiem... Mnie Lancer Evo kręci :) ale założyłem sobie, że dopiero po całym kursie. Muszę coś umieć, żeby tym pojeździć. A drugi stopień myślę może na wiosnę sobie zrobić...
Usuńświetny prezent :)
OdpowiedzUsuńCzad, czad, czad. Zazdraszczam emocji, zabawy no i nauki bo nie wiadomo kiedy nam się mogą przydać takie treningi - oby nigdy.
OdpowiedzUsuńREWELACJA!
OdpowiedzUsuńSzukam właśnie informacji odnośnie takiego prezentu i ta relacja przekonała mnie do zakupu. Znalazłam podobny prezent we Wrocławiu: http://prezentmarzen.com/jazda-subaru-impreza-we-wroclawiu/ Ciekawi mnie czy tam to też wszystko jest tak fajnie zorganizowane... Opinie niby dobre :)
OdpowiedzUsuńTego nie wiem :-) ale skoro opinie są dobre to można zaryzykować :-) bo taki prezent to naprawdę fajna sprawa :-)
UsuńPolecam szkołę jazdy www.albar.krakow.pl - świetne ceny i instruktorzy!
OdpowiedzUsuńBardzo polecam szkołę jazdy www.albar.krakow.pl - dzięki nim moje dzieci szybko zdały egzamin na prawo jazdy.
OdpowiedzUsuńRozpoczynając nauka jazdy Bydgoszcz, warto skorzystać z usług profesjonalnego ośrodka szkoleniowego. Dzięki doświadczonym instruktorom, nowoczesnym pojazdom oraz elastycznym godzinom zajęć nauka jazdy staje się przyjemna i efektywna. To doskonały wybór dla przyszłych kierowców.
OdpowiedzUsuń